czwartek, 20 listopada 2014

Breathtaking Seattle views!

Ubiegły weekend jak zwykle na szóstkę z plusem!
W piątek wieczorem pojechałam z Natalią i jej Hostką (która, swoją drogą, jest mega) na spotkanie polek w Seattle i okolicach. Okazało się, że przyszło naprawdę mnóstwo osób! Wiadomo, większość z nich to żony pracowników Microsoft/Google/Amazon, ale historie niektórych osób były naprawdę niesamowite. Nawiązałam świetne znajomości, dostałam propozycję spędzenia świąt od chyba pięciu różnych kobiet (możliwe, że po prostu zostanę z Hostami, ale zobaczymy... Chociaż, jest też opcja, że na święta będę już w zupełnie innym miejscu...) i ogólnie wiem, że jak pojawi się jakiś problem, to o każdej porze dnia i nocy będę miała się do kogo zwrócić, za co jestem niesamowicie wdzięczna! Uwielbiam to, że Polacy na emigracji zawsze i wszędzie chcą sobie pomagać (przynajmniej ci, których znam).
Sobota była PRZEPIĘKNA, dosłownie. Zarówno pogoda, jak i widoki... Ale pozwólcie, że zacznę od początku. Umówiłam się z Agą, że pojedziemy do Chinatown w Seattle i tak też zrobiłyśmy. Jednakże, mróz był okropny, więc postanowiłyśmy udać się na jakieś chińskie jedzenie. NIESTETY, wybrałyśmy super fancy restaurację i już po sekundzie byłyśmy otoczone kelnerkami etc, więc było trochę za późno, żeby się wycofać. Tradycyjnie, na początku dostałyśmy herbatkę... A później się zaczeło. Za 18,99$ mogłyśmy wybrać tyle jedzenia ile chcemy, no ale wszystkie nazwy były niezrozumiałe, więc tak naprawdę zamawiałyśmy na ślepo, co było złym pomysłem, bo później nie wiedziałyśmy, czy to co stoi przed nami na stole to warzywo/mięso/COŚoczymnawetniechcęmyśleć itd... Na początku kelner przyniósł nam zupę wielkości kuli ziemskiej, po jakimś czasie przyszło nasze jedzenie. Wszystko surowe. Jako, że to był nasz pierwszy raz w tego typu restauracji, nie miałyśmy pojęcia, że aby te rzeczy przygotowac, należy je do tej ogromnej zupy wrzucić! Chyba z 20 minut nad tym główkowałyśmy... Hahah najlepsze jest to, że nie mialam ochoty na zupę, więc na samym początku jak kelner powiedział "Po wybraniu zupy zaznaczacie na karcie co chcecie" ja chcialam zapytać, czy wgl trzeba ją zamawiać, hahaha dobrze, że tego nie zrobiłam, bo wyszłabym na największą idiotkę EVER!

Widok na downtown, zaraz obok znajduje się brama do Chinatown.

Muszę przyznać, że zabawy miałyśmy z tym wszystkim sporo, zwłaszcza z identyfikacją danej potrawy oraz z pałeczkami, którymi kompletnie nie umiałam i nadal nie potrafię się posługiwać, także większość rzeczy po prostu na nie nabijałam haha, a jak kelner przechodził obok, to piłam herbatę :D.
Kolejnym przystankiem sobotniego dnia była Columbia Tower, czyli najwyższy budynek w Seattle (ten czarny). Na jego szczycie znajduje się punkt widokowy. W sumie to decyzja została podjęta dość spontanicznie, ale jak wszyscy wiemy, takie potrafią być najlepsze! Na samą górę dostałyśmy się o najlepszej porze - tuż przed zachodem, tak więc mogłyśmy zobaczyć całe Seattle zarówno w świetle dziennym, podczas pięknego zachodu, jak i po ciemku. Najpiękniejsza godzina mojego życia haha! Zobaczcie sami. <3

 
Mt. Rainier
 
 
 

Wejście na wieżę kosztuje 13$, ale jest w stu procentach warte swojej ceny. Na pewno tam jeszczę wrócę! Jedyna rzecz, która mi się nie podobała, to to, że światło było cały czas zaświecone, więc trudno było zrobić zdjęcie, kiedy wszystko odbijało się w szybie... Ale nie ma co narzekać - i tak było mega! No ale tak jak w przypadku zeszłotygodniowego wypadu nad Snoqualmie Falls - nie wziełam lustrzanki, czego nie mogłam sobie wybaczyć... Chyba mam nauczkę i znów zacznę ją ze sobą nosić....

Na koniec dnia pojechałyśmy z Agą i Klaudią do słynnego Kerry Park, z którego można zobaczyć całe Seattle. Cudowne miejsce, co za widok! Jedno słowo - WOW.


Ten tydzień zaczał się spokojnie, we wtorek przez przypadek poznałam świetną kobietę - menagerkę przeróżnych osób, organizatorkę imprez itd, rozmawiałam z nią chyba przez 4 godziny, na pewno w najbliższej przyszłości wybiorę się z nią na jakiś ciekawy event :).

A teraz uciekam, bo mama się już mnie na Skype nie może doczekać haha.
Buziaki!

20 komentarzy:

  1. Niecierpliwie, jak zwykle, czekalam na nowy post i sie nie zawiodlam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. W tym komentarzu nie chodzi o publikacje, tylko o to, ze jako wierna fanka Twojego bloga (jak to brzmi:D) martwie sie, czy z rodzinka u ktorej mieszkasz relacje sa w porzadku i zastanawia mnie o co chodzi z tym, gdzie bedziesz za miesiac.. Tak wiec czekam na dalsze posty z 'american dream' :D pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz dobre przeczucie, bo z rodziną od dłuższego czasu mi się sypie :) Nie czuję się już dobrze i nawet zastanawiam się nad rematchem, dlatego też napisałam, że może za miesiąc będę w innym miejscu. W sumie, czemu nie?! Hahah <3 Pozdrawiam również i dziękuję za mile słowa <3

      Usuń
    2. Jak sama pojade do Stanow i jesli wroce to pojde na psychologie albo.. Cos zwiazanego z przeczuciami :p na pewno wszystko sie ulozy! Nie ma innej opcji przeciez :D bede sledzic, wyczekiwac nowych informacji oraz dalej namietnie sledzic, hahahaha ;p

      Usuń
    3. Również jestem dobrej myśli :) Hahah ! <3

      Usuń
    4. Kurcze jestem zaskoczona, twoja rodzinka początku wydawała się perfekcyjna, ale trzymam mocno kciuki i liczę że wszystko się ułoży! :*

      Usuń
  3. Wiesz co wiesz co! Teraz jestem tylko zazdrosna, a to okropna rzecz! No ale co zrobić kiedy pokazujesz tak piękne zdjęcia a ja gniję w małym miasteczku :(
    Haha okropnie pesymistycznie, wybacz :D baw się tam buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah sama kiedyś też takie fotki będziesz dodawac! U mnie też sie zaczelo od zazdrosci innym au pairkom hahaha :D Dziękuję, buziaki <3

      Usuń
  4. Pierwszy raz piszę komentarz na tym blogu, ale wiedz, że czytam każdą notkę, którą napiszesz, masz do tego smykałkę i bardzo przyjemnie mi się czyta twoje posty. :) Mam nadzieję, że pomimo problemów z hostami jakoś ci się ułoży i trzymam za to kciuki. :*
    PS. jeśli jeszcze mogę wtrącić uwagę co do pisania - Polacy z wielkiej litery, jako że jest to nazwa narodowości. ;)
    Powodzenia z HF. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :*
      Ps. Aleeee wstyd... Już drugi raz mi się to zdarza.... Następnego już nie będzie :D!

      Usuń
  5. Oooo, jakie super zdjęcia! Serio muszę zawitać tam w styczniu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Trzymam kciuki by relacje sie poprawily :)
    A co do zdjec i tych widokow. Jedno wielkie WOW i ZAZDRO ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jaki masz aparat? Świetne zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te robiłam cyfrówką Sony cyber-shot DSC-WX80 :) Polecam! I dziękuję :)

      Usuń
  8. Przepraszam jesli sie powtarzam, ale duzo placilas za lot do Stanow? I ogolnie za caly ten program?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie płaciłam za lot do USA, za program zapłaciłam około 2,5 - 3 tys, ale to już z wszystkim, łącznie z walizkami, prezentami itd :)

      Usuń
  9. Kochane Seattle! Zazdroszczę :3

    OdpowiedzUsuń