poniedziałek, 22 września 2014

Portland /1st day/

Spędziłam w Portland dwa dni, które mineły równie szybko jak każdy mój weekend tutaj, a z drugiej strony po powrocie do domu czułam się tak, jakby nie było mnie przynajmniej dwa tygodnie. Może to dlatego, że na ten czas odciełam się totalnie od rzeczywistości, nie byłam au pair, tylko kimś, kto może robić to co chce, jak chce i kiedy chce, bez obawy, że innym ludziom się to nie spodoba. Cudowne uczucie.
Przygodę zaczełam w sobotę już o 6 rano, kiedy to wziełam autobus do Seattle. Po kilkudziesięciu minutach spotkałam się na Union Station z Julią (Niemcy) i Judith (Francja) i wsiadłyśmy do busa Seattle-Portland. Dotarcie na miejsce zajeło nam 2h 45min, czyli pół godziny mniej niż myslałyśmy. Wysiadłyśmy w samym centrum miasta. Najpierw udałyśmy się na Waterfront, pospacerowałyśmy po deptaku i udałyśmy się na rynek, gdzie zobaczyłam typowo polski akcent, łezka w oku haha!


Następnym przystankiem było Chinatown. Temperatura była wręcz okropna (mega gorąco), więc blisko chińskiego ogrodu zrobiłyśmy sobie chwilę odpoczynku.

Wyglądam na tym zdjęciu jak chomik, ale JADŁAM (jak zwykle...) :D.

Jakiś czas później udałyśmy się w stronę downtown, by złapać autobus i pojechać do hotelu. Pierwsza częśc poszła zaskakująco łatwo (pojawiłyśmy się na przystanku o idealnej godzinie), w przeciwieństwie do drugiej. Miałyśmy wysiąść na 33rd street, a tak się zagadałyśmy, że o tym, iż minełyśmy nasz motel zorientowałyśmy się na 46th, czyli kawał drogi dalej. Musiałyśmy więc wsiąść w autobus jadący w stronę, z której właśnie przyjechałyśmy, ale na szczęście nie czekałyśmy na niego długo. Tym razem skupiłyśmy się na maksa i wszystko poszło okej. 
Motel od razu mi się spodobał, świetny klimacik! Mimo, że za taką cenę znalazłybyśmy o wiele lepszy (ale ogarnełyśmy się z tym wszystkim za późno), to i tak nie ma co narzekać.


Po krótkiej regeneracji wróciłyśmy do downtown.


Tak naprawdę nie miałyśmy żadnego planu wycieczki, więc przez większość czasu po prostu chodziłyśmy po mieście, szukając ciekawych miejsc. W pewnym momencie zrobiłyśmy sobie przerwę na Starbucksa (naszym celem było tak naprawdę podładowanie telefonów :D). Tradycyjnie zamówiłam moje ukochane Pumpkin Spice i delektowałam się nim tym razem jako Abtina, bo przecież tak własnie pisze się imię Martyna. Mistrz.


Wieczorem nadal zwiedzałyśmy Portland na własną rękę, uwielbiam miasta nocą, cudowny widok i klimat. Dzień zakończyłyśmy w weggie grill na naprawdę przepysznej kolacji <3.


Po powrocie do motelu posiedzałyśmy chwilę na zewnątrz, pogadałyśmy i w końcu poszłyśmy spać. Miałyśmy w planach mini-imprezę, ale byłyśmy na to za bardzo zmęczone :D. 

A Wam jak minał weekend?

Drugi dzień wypadu do Portland opiszę już za niedługo!
Trzymajcie się,
Martyna Abtina

22 komentarze:

  1. Motel jak z filmu. ;)
    Też uwielbiam miasta nocą, dlatego, gdy byłam na objazdówce po Francji, jeździłam na wszystkie dodatkowe wycieczki, które odbywały się pod koniec dnia. WARTO BYŁO. Cannes i Nicea wyglądają nocą o niebo lepiej niż za dnia. Atmosfera jest po prostu nie do opisania. Domyślam się, że u Was, w Portland, było podobnie. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie to samo pomyślalam, kiedy zobaczyłam motel po raz pierwszy :)
      Oj, domyślam się, że było warto! Magia <3 Zazdroszczę :) Zdecydowanie, atmosfera sto razy lepsza, świetna sprawa.

      Usuń
  2. Ten motel jak z Teen Wolf !! <33
    ABTINA hahahahah :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę sie doczekać, aż nadrobię do tego momentu, że sama ten hotel w TW zobaczę :D Abtina!!

      Usuń
  3. Świetna notka <3 A ten motel serio wygląda jak z Teen Wolf :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam iść spać, ale myślę sobie a może coś tak napisałaś i jest! Ah to przeczucie :) Z każdą chwilą kiedy widzę gdziekolwiek jakiś Amerykański motel to wydaje mi się że one wszystkie wygladają tak samo!

    Tradycyjnie przyszlo mi do głowy pytanie :)
    Miałaś na głowie maturę i szkołę, czy cała zabawa w zbieranie papierów, późniejsze formularze telefony i wg zabiera dużo czasu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, wyglądają tak samo, według mnie to fajna sprawa haha :D Gratuluję przeczucia!
      Ja trochę olałam sprawę matury (czego teraz żałuję, ale pewnie bym tego nie zmieniła gdybym mogła cofnąć czas bo jestem zbyt wielkim leniem), tak, przygotowania do wyjazdu zabierają dużo czasu, ale da się to ogarnąć :) Poza tym, jak już wpadłam w ten wir to nawet mi się podobało to całe załatwianie różnych spraw itd :)

      Usuń
    2. Ja właśnie wole nie olewać bo co jeśli nie wyjdzie.. hmm właściwie masz rację mi też się może spodoba, lubię mieć co robić :)

      Usuń
    3. No nie olewaj, nawet jak wyjdzie to przecież pozniej na studia pojdziesz i sie dobre wyniki przydadzą :) Trzymam kciuki!

      Usuń
  5. Ja ostatnio dostałam Caroline wiec coraz bliżej haha :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeden z najlepszych au pair'owych blogów! Super czyta się to co piszesz i do tego masz niesamowite zdjęcia. Planuję na początku roku wyjechać jako au pair do USA i mam nadzieję, że się spotkamy :) Zdecydowanie obserwuję i będę wpadać bardzo często :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, dziękuję, bardzo mi miło :)! Powodzenia z wyjazdem i rownież mam nadzieję, że się spotkamy! Buziaki :)

      Usuń
  7. Ze wszystkich zdjęć najbardziej podoba mi się to z jedzeniem.. chyba coś ze mną nie tak :o

    OdpowiedzUsuń
  8. Haha jak chomik :D Rozbawiłaś mnie tym!

    OdpowiedzUsuń
  9. tak strasznie ci zazdroszczę usa:( sama rozmyślam o tym czy za 3 lata kiedy ukończę liceum nie wyjechać jako au pair..:D

    http://weronikamat.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz jeszcze dużo czasu na zastanowienie się, trzymam kciuki za podjęcie dobrej decyzji :)!

      Usuń
  10. Abtina.. super! Fajna wycieczka, czekam na dalsze relacje :)

    OdpowiedzUsuń