wtorek, 2 września 2014

Hollywood//Beverly Hills & WB//Universal!

Wybaczcie, że nic nie pisałam przez ten tydzień, ale troszkę się działo. Mieliśmy z chłopakami dużo roboty, bo dzisiaj zaczeła się szkoła, więc trzeba było wszystko przygotować (tutaj wygląda to zupełnie inaczej niż w PL, o czym na pewno napiszę jak rok szkolny się "rozkręci" i będę wiedzieć jeszcze więcej). Również po pracy miałam "napięty grafik", moim faworytem był wtorkowy wieczór w Marymoor park i oglądanie Igrzysk Śmierci <3 oraz czwartkowy seans Pretty Little Liars w wieeeelkim pokoju filmowym w domu O. (au pair, oczywiście z Niemiec). Ale dobra, przejdźmy do wlaściwego tematu notki.
W zeszły piątek, czyli podczas mojego trzeciego dnia w Los Angeles zobaczyłam Hollywood i Beverly Hills. Na początku wybraliśmy się zobaczyć Hollywood sign, następnie Walk of Fame, gdzie wykupiliśmy wycieczkę objazdową (niestety tylko tą godzinną <bez domów gwiazd>, której nie polecam, bo była po prostu nudna i nie warta swojej ceny, ale okej, lepsze to niż nic<3).

Poznajecie? Pretty Woman!

Tak jak już pisałam w poprzedniej notce - ku zaskoczeniu wszystkich (oprócz mnie) zakochałam się w Los Angeles od pierwszego wrażenia. Nawet typowo meksykańsko-wyglądające-uliczki-z-samymi-meksykańsko-wyglądającymi-ludźmi były uciechą dla moich oczu, więc chyba nie muszę mówić co działo się ze mną w Beverly Hills... delighted♥


Wiem, że dla wielu osób to żałosne, ale ja będąc w EL EJ liczyłam na to, że uda mi się spotkać jakąś "gwiazdę" haha ale niestety moje poszukiwania zakończyły się wynikiem negatywnym (PS. chyba nie tylko ja mam świra na tym punkcie, bo większość osób pytała mnie własnie o to czy kogoś widziałam, a nie o to jak było w LA :D).

Kolejnego dnia, czyli w (zeszłą) sobotę rano udaliśmy się na plan Warner Brosa. Niektórzy z Was pewnie wiedzą, inni nie, że jestem wieeelką fanką Pretty Little Liars, więc zobaczenie planu tego serialu było czymś naprawdę wielkim. Prowadzę również bloga o PLL, więc szczegółową relację wizyty w WB zainteresowani mogą znaleźć tutaj.
Po WB przyszedł czas na Universal Studios, gdzie naprawdę świetnie się bawiliśmy! 

 

Jedną z atrakcji w Universalu był "Dom Horrorów". Ja, jako osoba która boi się wszystkiego (czasem nawet za bardzo, w ciągu 19 lat mojego życia widziałam może z 3 horrory, oczywiście przez palce i nie sądzę, abym KIEDYKOLWIEK się do nich przekonała) od razu powiedziałam sobie, że nie idę... ale później zobaczyłam ile dzieci tam wchodzi, więc aż wstyd było zostać. No to poszłam. Na początku zgrywałam cwaniaczka i do pierwszego faceta przebranego za zombie pomachałam, czego pożałowałam po trzech krokach, kiedy nie wiem jak ale znalazł się po mojej drugiej stronie i wrzasnął do ucha.Chciałam się wycofać, ale oczywiście nie było jak. Wszystko w środku wyglądało naprawdę realistycznie, nawet teraz mam ciarki pisząc o tym. Każde pomieszczenie było "zajęte" przez inne dziwolągi, dla mnie najgorszym z nich było to, w którym siedziała kobieta przebrana za lalkę i w momencie kiedy tam weszliśmy zaczeła świrować, okropne. Moi chłopcy mieli niezły ubaw patrząc na mnie, zwłaszcza wtedy kiedy widzieli, że się popłakałam :D. Teraz się z tego śmieję, ale wtedy wcale sie nie dziwiłam, że beczę jak dziecko haha. Fajne przeżycie, zawsze to coś nowego, ale jedno wiem na pewno - NIGDY WIĘCEJ.

 

To by było na tyle jeśli chodzi o mój trzeci i czwarty dzień pobytu w Los Angeles. Do opisania została mi jeszcze niedziela. Ogólnie mam Wam dużo do powiedzenia i już teraz postaram się być na bieżąco. Jeśli chodzi o "najbardziej ciekawe" kwestie to po pierwsze zdałam prawko, a po drugie dzień później miałam stłuczkę :)... Ale o tym jedna z kolejnych notek.
PS. Bucket List zaktualizowana <3

Trzymajcie się, buziaki!

11 komentarzy:

  1. Marzę o tym, że zobaczyć Amerykę, więc z przyjemnością czytam Twoje posty - tworzę sobie w głowie przewodnik, gdzie powinnam wpaść, gdy już tam będę. ;D Jestem pewna, że będę tam tak szczęśliwa jak Ty. Lubię takie klimaty (plany filmowe, palmy, gwiazdy i te sprawy:D). Ostatnio byłam na Lazurowym Wybrzeżu i też wypatrywałam znanych osób i jak na złość na nikogo nie wpadłam ani w Cannes, ani w Saint-Tropez. I wyszło na to, że największą gwiazdą byłam tam ja. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę, niezłe wakacje miałaś! Hahaha ostatnie zdanie mistrz ♥

      Usuń
  2. Cuuudnie!
    Oby mi też się tak poszczęściło.. czekam na to i czekam i mam nadzieję, że się doczekam!

    Pzdr :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PM pojawi się prędzej niż myślisz! Tego Ci życzę :)

      Usuń
  3. Właśnie chyba w LA gwiazdy spotyka się najrzadziej haha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może źle to napisałam, bo nie mam na myśli wielkich GWIAZD, ja liczyłam na te mniejsze haha, których zdjęcia na ulicach Hollywood/Beverly Hills widzę codziennie (głownie z mojego serialu :D),

      Usuń
    2. Co to znaczy ? Ta część o zdjęciach ? :D

      Usuń
    3. Hahaha znowu źle się wyrazilam :D Codziennie widzę na internecie zdjecia, jak "gwiazdy" które uwielbiam spacerują sobie po ulicach Hollywood i BH :) Albo na przyklad w niedzielę byłam w Santa Monica i później jak przeglądałam instagrama to Shay Mitchell (z Pretty Little Liars) też tam była, na dodatek w bardzo podobnym czasie :(

      Usuń
  4. Palmy... <3 haha :D ogladalam '90210' i czuje troche ten klimat xd + oczywiscie po raz kolejny megaaa zazdroszcze.

    OdpowiedzUsuń