piątek, 22 sierpnia 2014

Hello LA // Six Flags Magic Mountain!

Spełniłam kolejne wielkie marzenie... Nadal nie wierzę, że piszę do Was z gorącego Los Angeles! Przed wylotem zastanawiałam się jak to będzie - zawiodę się, czy zakocham. Klarowna odpowiedź pojawiła się w mojej głowie jeszcze będąc na pokładzie samolotu, kiedy to zobaczyłam LA i jego okolice z lotu ptaka. Jestem naprawdę po uszy zakochana w tym miejscu... Jest wyjątkowe! I chociaż już na własnej skórze przekonałam się jak to jest znaleźć się w typowym dla LA korku na freeway'u & zobaczyłam kilka niebezpiecznych dzielnic, i tak na chwilę obecną nie marzę o niczym innym, niż zamieszkaniu tutaj na zawsze haha <3.
Wylądowaliśmy tu wczoraj w okolicach godziny 17. Lot był krótki (niecałe 2 godziny), więc w końcu wysiadłam z samolotu czując się w porządku, a nie jak prawiemartwaczłowiekopodobna postać. Najpierw pojechaliśmy do domu, w którym zatrzymujemy się na czas pobytu w LA, zostawiliśmy rzeczy i pojechaliśmy spotkać się z bratem Hostki, jego żoną i dwoma (przecudownymi, przesłodkimi) córeczkami. Na kolację udaliśmy się do jednej z restauracji na głównej ulicy w dzielnicy Studio City <3.

 

Dzisiaj rano pojechaliśmy do Six Flags Magic Mountain... CO ZA MIEJSCE! Zaskoczyłam samą siebie z milion razy, bo poszłam na prawie wszystkie rollercoastery. Najśmieszniejsze jest to, że pierwszą jazdę mieliśmy na najgorszym (według mnie) ze wszystkich (oczywiście nie wiedziałam, że jest aż tak źle - dopiero na samej górze będąc twarzą do ziemi zdalam sobie sprawę, że chyba jednak trochę mam lęk wysokości hahah, chciało mi się płakać...), więc każdy kolejny wydawał się być niczym wielkim, świetne uczucie, adrenalina, mnóstwo zabawy!
 PS. Mała rada, jeśli chodzi o rollercoastery: nie siadajcie na brzegu - bierzcie miejsca w środku jak się da, bo ja najbardziej bałam się tego, że w coś uderzę, wszystko wydawało się być tak blisko, masakra... ah, i jeszcze jedno dziewczyny, lepiej zawiążcie sobie włosy, bo ja miałam czarne scenariusze, że się gdzieś zaplączą i zginę tragicznie hahaha

 

Z dzisiejszego dnia mam mało zdjęć, bo większą uwagę skupiłam na kręceniu filmików! Za niedługo je zobaczycie :). PS. Powyższe fotki zrobione są moją nową cyfrówką, jestem z niej mega zadowolona, teraz już nie będę musiała wszędzie dźwigać ze sobą lustrzanki!

Był ktoś z Was na Magic Mountain? Jeśli nie, to polecam wpisać to na swoją Bucket List!

Okej, idę spać... Jutro zapowiada się cuuuudowny dzień - Hollywood! Nie mogę się doczekać. Do napisania, pozdrawiam z Miasta Aniołów! 

14 komentarzy:

  1. jeej, zazdroszcze! mam nadzieje, że po szkole i mi uda się wyjechac jako au pair ;d

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż mnie zaskoczyłaś, bo zwykle wszyscy się zawodzą LA - okazuje się, że jest to brudne, niebezpieczne i przereklamowane miasto. Dobrze, że Ty się nie rozczarowałaś, bo to musiałoby być straszne ;)
    Czekam na więcej relacji i zdjęć!
    Baw się dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz pozostaje tylko jedno.. musisz sama tu przylecieć i ocenić! :D
      Dziękuję!

      Usuń
    2. Pewnie, że to zrobię :D

      Usuń
  3. Oj Martyno... I jak tu nie zazdroscic ? Los Angeles - big dream. Ogolnie USA big dream :D <3 wspanialej zabawy kochana ! Pozdrowienia z zachmurzonej Polski ! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. kamieniołomu do tego nie można porównać.. chociaż też 'płakałam' ale wychodzi na to, że na tym był umarła.chyba...... xD

    OdpowiedzUsuń
  5. O kurcze jak przeepięknie, zazdroszczę!!

    OdpowiedzUsuń
  6. jaką masz cyfrówkę? :)
    ja mam przeogromny lęk wysokości! :D.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hahaha co do związania włosów... Raz tylko nie związałam ich i po zejściu z jednej kolejki wyglądałam jak czarownica :D.
    Parki Six Flags są MEEEEEGA!

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeeeju.. przeczytałam Twojego bloga i po prostu jedno wielkie Zazdro!
    Zresztą nie tylko z Twoim blogiem tak miałam ale noo... wszystko idealne!! Ahh <3
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Co to USA Countdown???

    OdpowiedzUsuń