czwartek, 24 marca 2016

Visa approved... again!!

Czy tylko mi zdarza się nie słuchać własnych porad? Wszystkim osobom, które pytają mnie o wizytę w Konsulacie USA mówię "Spokojnie, nie ma się czym stresować, bądź dobrej myśli, uda się!", po czym sama, kiedy przyszło co do czego, prawie umarłam ze stresu. To aż śmieszne, bo straciłam dużo nerwów przez coś, co jest przecież tylko zwykłą formalnością. 

Do Konsulatu weszłam jako jedna z pierwszych, jeśli chodzi o grupę aplikantów Camp America. W poczekalni na ekranie widniał numerek 129, ja miałam 144. Nie czekałam jednak dłużej niż 10 minut! Mój konsul był chyba jeszcze bardziej sympatyczny, niż ten z 2014 roku. Pytał jak się wymawia nazwę mojego Campu :D, kiedy wróciłam ze stanów, gdzie mieszkałam, a kwestia mojego niestudiowania nie została nawet poruszona (a właśnie to było moją największą obawą). Na koniec powiedział, że moja przygoda będzie zupełnie inna niż ta w stanie Waszyngton, a w okresie letnim w Tennessee można się rozpuścić :D 

Kolejny raz wyszłam z Konsulatu z bananem na twarzy. Tak jak napisałam - wiza to tylko formalność, ale równocześnie jest to też ostatni "duży" punkt do zaliczenia przed wylotem i teraz pozostaje mi już tylko CZEKANIE! W tym roku moją szczęśliwą datą będzie... 13 maja, który równie szczęśliwie wypada w piątek. Piątek trzynastego vs. Lot na inny kontynent. Musi być dobrze... :P


Więcej zdjęć z pochmurnego, ale pięknego Krakowa w rozwinięciu!

sobota, 12 marca 2016

Hit the road, Jack! - ciekawostki USA na tablicach rejestracyjnych?

*czy tylko ja nucę piosenkę za każdym razem, gdy patrzę na tytuł posta?*

Jeżdząc ulicami/autostradami USA spotkamy się nie tylko z niedoświadczonymi kierowcami :), ale też z przeróżnymi tablicami rejestracyjnymi - każdy stan ma swoją własną, oryginalną grafikę. Często zdarzało mi się minąć na autostradzie samochód z rejestracją z Alaski, Californii, czy Nowego Jorku. Co prawda w USA wypożyczanie samochodów to bardzo często spotykane zjawisko, ale tak samo popularne są road tripy, więc zawsze zastanawiałam się jaka jest historia danego kierowcy. Oprócz ciekawej grafiki większość stanów podzieliło się z nami własnymi dewizami lub oryginalnymi opisami, z którymi moim skromnym zdaniem warto się zapoznać. 

Pewnie nie wszystkich ten temat zainteresuje tak jak mnie i doskonale zdaję sobie z tego sprawę, mam jednak cichą nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto uzna tą "ciekawostkę" za... ciekawostkę :)



czwartek, 10 marca 2016

#TBT ostatni dzien w Seattle...

Nie, nie pomyliliście blogów. Zmieniłam kolorystykę, yay! 
Jeśli kiedyś zastanawialiście się jak wygląda szczyt lenistwa, mam dla Was świetny przykład. Uwierzcie lub nie, ale dopiero kilka dni temu rozpakowałam ostatnią torbę z USA... a dla przypomnienia, ze Stanów wróciłam osiem miesięcy temu. Co prawda nie był to żaden bagaż głowny, tylko mała torba, do której wrzuciłam wszystko w kategorii "pierdoły" - nazbierane pocztówki, pamiątki z różnych miejsc, mnóstwo rzeczy z Dollar Store i... moje dwie perełki, czyli karty pamięci! Podczas moich dotychczasowych porządków zawsze przestawiałam ową, jak się okazało, skarbnicę wspomnień w przeróżne miejsca i w końcu zebrałam siły, aby ją otworzyć (bo to przecież tak bardzo wymagająca czynność - otworzenie torby i zobaczenie co dokładnie w niej jest). Ehhhh, ręce opadają. Moje lenistwo/głupota/kunktatorstwo (wohoo, nareszcie nauczyłam się słowa, które idealnie mnie opisuje) rośnie z dnia na dzień. Od razu przypomina mi się moja historia z colą (pamięta ktoś? jeśli nie to zapraszam tutaj), tym razem moje odwlekanie spotkało się jednak z happy endingiem, bo na wspomnianych kartach pamięci znalazłam mnóstwo zdjęć, którymi nareszcie się z Wami podzielę.

Na początek troszkę sentymentalnie. Poniższe zdjęcia pochodzą z dnia, kiedy to po raz ostatni byłam w Seattle. Wybrałam się wtedy na Space Needle i, trzeba przyznać, zakończyłam swoją przygodę z Deszczowym Miastem w sposób magiczny.


Zobaczcie sami.