Hej! Co u Was słychać?
Ja korzystam ze swoich ostatnich dni w USA! Wiem, że jest tu kilka osób, które czytały mojego bloga jeszcze zanim wyleciałam i mam do Was pytanie... Zleciało, no nie?
Dzis 13 czerwca. Zobaczcie jaką notkę dodałam dokładnie ROK temu.
Dobrze pamiętam jak się wtedy czułam, codziennie stres, ale z drugiej strony z dnia na dzień coraz większa ekscytacja. Jak czuję się teraz?
Spokojnie, mega na chillu. Boję się, że po prostu nie dochodzi do mnie to co ma wydarzyć się 7 lipca. Chciałoby się napisać, że przeraża mnie myśl o powrocie, ale tak nie jest. Strasznie się cieszę i nie mogę doczekać się realizacji wszystkich planów. Jednakże, wiem, że przyjdzie taki dzień, w którym chwycę się za główę i krzyknę WHOAAAA CO JA ZROBIŁAM :D Chociaż... może takiego dnia nie będzie?
Jedno jest pewne, nie ważne co się stanie i tak nie pozwolę na to, żeby jakiekolwiek negatywne emocje towarzyszyły mi przez dłuższy czas.
Jedno jest pewne, nie ważne co się stanie i tak nie pozwolę na to, żeby jakiekolwiek negatywne emocje towarzyszyły mi przez dłuższy czas.
Za niedługo zaczynam się pakować, także życzcie mi powodzenia.
Nie mam pojęcia jak to zrobić. Z drugiej strony nie mogę się doczekać momentu, kiedy otworzę walizki i zacznę tam wszystko wrzucać już nie na próbę, ale naprawdę.
A ten moment nastąpi już w przyszłym tygodniu (z mojego pokoju muszę się wynieść tydzień przed wylotem, bo przyjeżdżają znajomi Hostów z dzieciakami i potrzebują mojego królestwa, bo ma największe łóżko </3, także muszę zacząć się pakować troszkę wczesniej). Spoko, mi to i tak różnicy nie robi, bo wiem, że to tylko 6 nocy, a później będę już spać z najlepszą poduszką na swiecie, której zdjęcie macie poniżej:
W sumie to dzisiejsza notka jest o niczym (czyt; jest beznadziejna :D),
ale trudno.
Do następnego razu,
XOXO