Zdziwiłam się dzisiaj niesamowicie, bo pobudka o 6 rano nie sprawiła mi większej trudności. Co więcej, byłam spokojna i z uśmiechem na twarzy wyszłam z domu. Jednak w połowie drogi do Krakowa już nie było mi do śmiechu, byłam tak zestresowana, że aż wstyd. Pod konsulat dotarłam o 9:45, a już o 10:05 weszłam do środka, co bardzo mnie ucieszyło, bo jako jedyna z umówionych na 10:30 załapałam się wcześniej (swoją drogą, facet zbierający paszporty był SPOKO, if you know what I mean :D). Do poczekalni weszłam, gdy świecił się numerek 66, ja miałam 78, ale wcale nie czekałam na niego długo. Gdy tylko mój numerek pojawił się na ekranie, od razu przestałam się stresować. Konsul okazał się świetny :) Rozmowa od samego początku była po angielsku, a ja nie mogłabym wymarzyć sobie lepszych pytań! Dlaczego chcesz zostać au pair? Co chcesz robić po powrocie? Iloma dziećmi będziesz się opiekować i w jakim są wieku? Gdzie będziesz mieszkać?
Czy będziesz chodzić na jakieś kursy? Czy zapoznałaś się ze swoimi prawami? Na koniec konsul dorzucił jeszcze : "Pamiętaj, że nie mogą Ci zabrać paszportu. Mam nadzieję, że Twój pobyt w USA będzie udany!" <3. Best moment ever...
W końcu mogę odetchnąć z ulgą. Załatwiłam wszystkie formalności! Nic nie stoi mi na przeszkodzie... Zostało 11 dni.